Dziś będzie trochę nietypowy rozdział, ale to ze wzgledu na to by można było zrozumieć dalszą akcję.
Jestem ciekawa ile tak naprawdę z tych osób tu jest ze mną od początku , a ile liczy tylko na zyski z dodawania komentarzy ....
No nic do następnego rozdziału potrzeba 10 komentarzy.
Do dzieła.
__________________________________________
Jestem ciekawa ile tak naprawdę z tych osób tu jest ze mną od początku , a ile liczy tylko na zyski z dodawania komentarzy ....
No nic do następnego rozdziału potrzeba 10 komentarzy.
Do dzieła.
__________________________________________
Miejsce które wybrał na
spotkanie było ciemne i oddalone od cywilizacji o dobre parę mil. Magazyny wyglądały
na opuszczone od wielu lat. Wiatr szalał między wybitymi oknami dodając miejscu
strachu i grozy. Wszystko po to by w razie jakichkolwiek problemów można było
bez świadków zamaskować ślady masakry. Heath
zerknął na niebo. Zaraz miało świtać, a Lucas’a nigdzie nie było widać. Nie wiedział
czy się tym martwić czy odetchnąć z ulgą. Sytuacja była trudna, ale nie bez
wyjścia. Byle tylko Anie znalazła jakiś dobry sposób. Wytężył słuch. Nic, ani
śladu obecności czyjejkolwiek. Westchnął.
Minęło jeszcze kilka minut
nim usłyszał kroki na piachu. Odwrócił się gwałtownie w tamtą stronę. Ku niemu
szedł wysoki mężczyzna o blond włosach, a za nim kilku jego kompanów. Byli dobrze
zbudowani.
- Lucas – szepnął Heath
wpatrując się w dawnego przyjaciela.
- Miło cię widzieć –
powiedział wyciągając do niego dłoń. Heath tylko popatrzył nań obojętnie
nieodwzajemniając uścisku. – jak już chcesz. – cofnął rękę wzruszając
ramionami. – Więc co u ciebie stary przyjacielu?
- Już od dawna nie jestem
twoim przyjacielem, Lucas’ie. Nie po tym co uczyniłeś i teraz zamierzasz.
- Och czyli jesteś na mnie
zły, że ja będę u władzy. Spokojnie. Ze względu na stare dobre czasy zostaniesz
przygarnięty do elity. Będziesz dla mnie prał, gotował. Czy takie rozwiązanie
jest dla ciebie satysfakcjonujące? – zapytał z błyskiem w oku, a jego druhowie
wybuchli śmiechem. Bawił się. Aż trudno uwierzyć, że dawniej był nieszkodliwym
ciamajdą.
- Dość. – uciął Heath. – przejdźmy
do rzeczy.
- Eh… jesteś drętwy skoro nie
znasz się na moich żartach. A już myślałem, że wspólnie powspominamy czasy
kiedy byłeś bardziej towarzysko nastawiony.
- Nie ma czego wspominać. Co było
nie wróci, lepiej żyć teraźniejszością.
- Rozumiem, lepiej
przekreślić to co kiedyś było piękne typu przyjaźń czy miłość? – ostatnie słowo
wypowiedział z naciskiem.
Heath’owi aż zrobiło się
czarno przed oczami. Od lat nie wracał do tamtych wydarzeń. Do Lucas’a czy
Katie. Katie. To słowo zawisło w jego piersi niczym kamień. Tak bardzo ją
kochał, a ona odeszła. Nie zdążył jej uratować. To przez nią się zmienił,
dzięki niej odszedł od złej strony, a teraz wszystko wróciło.
- Czego chcesz?! – wrzasnął Heath
czując narastającą złość.
- Nie tak ostro. – odciął się.
– no dobrze skoro chcesz możemy to załatwić od razu. Więc czego chcę? –
zastanowił się pocierając brodę. Specjalnie przedłużał. Lubił patrzeć na
niepewność przeciwników. – chcę tej waszej małej wampirzycy. Chcę dzięki niej
stać się potężny. – mówił głosem niczym wariat z oddziału psychiatrycznego.
- Chyba sobie kpisz, że
dostaniesz dziewczynę!
- Po pierwsze z nikogo nigdy
sobie nie kpię, a po drugie dlaczego nie? To będzie twoja przyszłościowa
inwestycja. Oddasz mi ją, ja stworzę nowy gatunek, a my będziemy znów
przyjaciółmi. Widzisz same plusy. – uśmiechnął się szyderczo.
- Nigdy. Prędzej umrę niż
pozwolę byś ją skrzywdził i byś panował światem.
- Skoro tak sam ją sobie wezmę.
Nie potrzebuje twojego błogosławieństwa. Zawsze dostaję to czego chcę,
zapamiętaj. Do zobaczenia. - wziął rozbieg i zmienił się w jastrzębia i
poszybował w odchodzącą noc.
Heath został sam. Analizował wszystko
czego się dowiedział. Jednak jedyne co nasuwało mu się do głowy to, to że nie
długo będą walczyć. Wyciągnął telefon i wybrał numer.
- Dejdar? Tak, tak już po
wszystkim. Sprawdź co u Suri. martwię się.