Skarby moje lecę do Was z nowym rozdziałem!
Miał być wczoraj, ale po prostu opisy mi trochę nie wychodziły. Dziś powinno być w miare okey ale to sami oceńcie :D
Liczę na masę komentzry :D
Powoli zbliżamy się do końca I Tomu !!!!
______________________________
Miał być wczoraj, ale po prostu opisy mi trochę nie wychodziły. Dziś powinno być w miare okey ale to sami oceńcie :D
Liczę na masę komentzry :D
Powoli zbliżamy się do końca I Tomu !!!!
______________________________
Heath
-
Heath – wyrwał go z rozmyślań głos jednego z towarzyszy – chyba mamy większy
problem.
Mężczyzna
odwrócił się w kierunku skąd dochodził głos. Przeciwnicy gromadzili się w
każdych drzwiach odcinając im drogę ucieczki. Było ich więcej, dużo więcej. Ruszyli
do ataku. W powietrzu latało wszystko od rąk i nóg po różnego rodzaju broń.
Heath walczył zaciekle z blondynem nie spuszczając wzroku z Suri, której
pilnował Mark. Skąd on się tu wziął – zastanawiał się gorączkowo Heath
przebijając kołkiem serce przeciwnika. Był coraz bliżej dziewczyny. Gdyby mogła
sama rzuciła by się na niego. Była w niej niezrozumiała chęć mordu. Co oni jej
zrobili? – westchnął. Torował sobie do niej drogę wyrywając wampirom serca. Nie
zważał na to w jak bardzo barbarzyński sposób się zachowuje. Chciał ją ocalić.
Nie mógł pozwolić by dziewczyna znalazła się znów w niebezpieczeństwie. Był już
prawie przy niej, gdy zobaczył jego. Szedł dumnie wśród walczących nie zważając
na nic. Nikt go nie atakował. W końcu miał dość ludzi by zajęli wystarczająco
czas kompanów Heatha. Wymierzył siarczysty policzek Markowi. Jednak Heath nie
słyszał o czym mówią, gdyż musiał zająć się wampirami, które chciały pozbawić
życia jego przyjaciela. Poradził sobie z nimi w ułamku sekundy. Jednemu skręcił
kark, drugiego przebił kołkiem. Nie wiedział czy to przez adrenalinę, która
buzowała w nim, czy przez jego siłę. Nie miał czasu się zastanawiać. Dopadł do
tej dziwnej trójki. Mark leżał na podłodze, jednak Heath nie wiedział czy żyje
czy nie. Suri klęczała nad nim cichutko łkając, a Lucas próbował ją od niego odciągnąć.
Dziewczyna syczała tylko na niego niezdolna się ruszyć.
-
Zostaw ją! – wrzasnął Heath dopadłszy do oprawcy.
- Nie
będziesz rozkazywał mnie i to w moim domu. A teraz odejdz stąd razem z tą bandą
mięczaków.
-
Nigdzie się bez niej nie ruszę możesz być pewien - warknął i wydobył zza pasa
srebrny sztylet. – odsuń się bo inaczej przebije twoje nic nie warte
serce.
Lucas
jakby wyczuł czym nasączony był sztylet. Odwrócił się, ale to byłoby za proste
by mogło być prawdziwe.
-
Panowie brać go!- nakazał odsuwając się w tył.
Oczywiście
był zbyt dumny by sam odwalić brudną robotę. Zawsze musiał mieć wykonawców. Skrzyżowane
ręce i wyniosły wyraz twarzy świadczył tylko o tym, że Lucas świetnie się bawi.
Heath walczył niczym lew. Jednak czterech na jednego to stanowczo za dużo. Był
cały w ranach. Mimo, że przed wyprawą żerował utrata krwi sprawiała, że stawał
się słabszy.
-
Boisz się, że nie dasz nam rady? – szydził najmniejszy z nich.
-
Dzieciaku nie wychylałbym się przed szereg – odgryzł się Heath i sprawnie
podniósł przeciwnika za gardło. Nogi wisiały mu w powietrzu lecz nie trwało to
zbyt długo, gdyż wampir rzucił nim przez całą długość pomieszczenia. Wyczuwał,
że reszta już zamierza się na niego więc dyskretnie wyciągnął kołek i gdy krępy
brunet rzucił się na niego przebił go nie kiwnąwszy nawet palcem. Było już ich
tylko dwóch. Skoro poradził sobie z dwoma to i tymi da radę. Stracił z oczu
Suri i próbował robić wszystko by odzyskać kontakt. U jego boku pojawił się
ciemnoskóry mężczyzna.
-
Chyba nie sądziłeś, że zostawię cię samego z nimi co? – zapytał jak zwykle
żartobliwym głosem.
- Ależ
skąd. A teraz Matt do roboty! – rzucił się na jednego z nich. Był od niego
silniejszy i wyższy. Dałby głowę, że nawet starszy. Lucas musiał zacząć przemieniać
ludzi w wampiry innej opcji nie widział.
W czasie gdy Matt rozprawiał się z tamtym Heath
postanowił trochę się zabawić.
- A
więc młody człowieku, dlaczego jesteś tu? – pytał przekręcając się powoli tak
by widzieć jednocześnie dziewczynę, Lucas’a i swojego przeciwnika. Teraz skupił
swe czarne z wściekłości oczy i utkwił w mężczyźnie poddając go hipnozie.
-
Jeszcze kilka dni temu byłem człowiekiem. Wielki Pan przemienił mnie.
Powiedział, że tak będzie lepiej, że mnie będzie lepiej, ale nie jest.
-
Poradzę coś na to – szepnął i zwinnym ruchem znalazł się tuż za nim. Skrępował go w mocnym
uścisku, a drugą ręką pociągnął go za włosy odsłaniając żyłę. Wgryzł się i
zaczął żerować. Gdy przeciwnik był już wysuszony niczym się nie przejmując
ruszył ku Lucas’owi.
- No
mój drogi – mężczyzna stał jak uprzednio klaszcząc w dłonie. – spisałeś się.
Ale nie daruję ci tego, że pozbawiłeś życia kilku moich ludzi. – ruszył
wściekle ku niemu.
Heath
jakby na to czekał. Odpierał ataki z większą gracją. Świeża krew sprawiła, że
rany zaczęły się goić, a on odzyskał swą świetność. Walczyli jak równy z
równym.
-
Twoja kondycja mnie zadziwia jak na tak starego wampira – rzekł Lucas i zaśmiał się w ten jego pogardliwy sposób.
-Nie
jestem wiele starszy od ciebie. Ba chyba nawet młodszy.
Dopadło
do okna i wskakując na parapet odbił się od niego. Poszybował w górę
przeskakując nad Lucas’em. Dopadł go od tyłu.
- A
teraz grzecznie się poddasz i pozwolisz mi zabrać Suri – szepnął mu Heath do
ucha.
- Po
moim trupie! – warknął mężczyzna i odwrócił się szybko tym samym oswabadzając się z uścisku.
Przez
myśl heath’a przemkinęły różne myśli. Lucas był już zamierzony na niego z
kołkiem, jednak gdy wziął zamach zamarł z otwartymi szeroko oczyma.
- Co
tak długo? – warknął Heath – wolałeś poczekać, aż mnie przebije?
- Nie
denerwuj się – odparł Matt – grunt, że zdążyłem, nie? – znów żartował. Co ten
wampir brał, że ciągle miał dobry humor?
***
Suri
„Jak
on mógł pozbawić życia najlepszą część mnie samej. Jak mógł zabić jedynego
człowieka dla którego byłam wszystkim i który był wszystkim dla mnie.” Myśli kotłowały
się w jej małej rudej główce. Nie wiedziała co będzie teraz. Najpierw ten
dziwny mężczyzna mówiący o domu, teraz tyran wyrywający serce ukochanej osoby. Leżała
skulona przy ciele Marka. Był taki piękny. Jakby spał. Jakby to wszystko się
nie wydarzyło. Znów poczuła czyjeś ręce na swoich barkach. Zerwała się na równe
nogi tracąc równowagę. Nie upadła. Czyjeś silne ręce podtrzymywały ją.
- Czego
chcesz? – warknęła odsuwając się na stosowną odległość. Rozpoznała w nim tego
pierwszego wariata.
-
Suri… - ujął jej twarz w swoje ręce – moja mała.. wracamy do domu – szepnął cicho
aczkolwiek stanowczo.
Wyrwała
się wymierzając mu siarczysty policzek.
-
Nigdzie z tobą nie pójdę! – ruszyła biegiem przez korytarz pełen wampirzych
trupów.
Heath
ruszył w pogoń za nią. Dopadł ją ja ostatnim piętrze, gdy wychylała się z okna.
- Nie
podchodź bo skoczę! - odrzekła buntowniczo stawiając jedną stopę na parapecie. Nim
zdążyła cokolwiek zrobić czuła, że coś ściąga ją w dół. Heath trzymał ja mocno
nie pozwalając jej się wyrwać.
-
Jeśli nie chcesz po dobroci użyję siły. – i bez mrugnięcia okiem skręcił jej
kark. Dla wampira to tylko odurzenie i ocknie się nie długo więc nie martwił
się tym. Bardziej obawiał się co będzie gdy się obudzi.