Tytuł: The Candidates. Panna Richwood
Seria:
Autor: Marcel Moss
Tłumaczenie:
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans
Bohater/Bohaterka: Jasmine
Narracja: Pierwszoosobowa
Liczba stron: 394
Liczba rozdziałów: 32
Wydawnictwo: Hype
Ocena: 3/10
W świecie wielkich pieniędzy i pokus prawdziwa miłość to bezcenny skarb.
W dniu osiemnastych urodzin Jasmine Stokes otrzymuje od rodziców list, który wywraca do góry nogami jej spokojne i poukładane życie. Dowiaduje się z niego, że jako niemowlę została przez nich adoptowana, a jej jedynym żyjącym krewnym jest tajemniczy miliarder Bernard Richwood.
Początkowo niechętna, za namową bliskich Jasmine decyduje się na podróż do Kalifornii. Na miejscu poznaje stryja i wprowadza się do jego luksusowej, pilnie strzeżonej rezydencji.
W miarę upływu czasu Jasmine nabiera coraz więcej pewności, że Richwood nie mówi jej wszystkiego. Dlaczego przez osiemnaście lat zatajał przed nią prawdę na temat jej pochodzenia? I jakie tajemnice skrywa utworzona przez niego organizacja Silver Seven, do której należą najbogatsi ludzie świata?
Wkrótce Richwood składa jej propozycję: uczyni ją jedyną spadkobierczynią ogromnej fortuny, jeśli zostanie w Richwood Residency i w ciągu roku wyjdzie za mąż za jednego z wybranych przez niego kandydatów. I tak się składa, że wszyscy są synami członków Silver Seven.
„Myślałem, że mam wszystko. Dopiero gdy cię poznałem, dotarło do mnie, że nie miałem nic.”
(Opis z Lubimy Czytać)
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. Po wszystkich zachwytach nad jego książkami, myślałam, że i w tym przypadku coś zaiskrzy, że się polubimy. Niestety rzeczywistość przycisnęła mnie już w pierwszych rozdziałach, gdzie podobieństwo do Rodziny Monet uderzyło we mnie niczym grom z jasnego nieba. I już wtedy wiedziałam, że będzie ciężko. I było. Do tego stopnia, że książka przeleżała dobry miesiąc. I gdy chciałam do niej wrócić, po prostu po jednym zdaniu odkładałam ją na miejsce. Ale w końcu nadszedł czas, by się z nią rozprawić i niejako zmusiłam się do przeczytania jej. Czy było lepiej? Niezupełnie.
Sam pomysł organizacji, którą utworzył Richwood, jest bardzo ciekawa i można powiedzieć dodaje powiewu świeżości tej historii. Tak samo jak i tajemnice, którymi się otacza. To jest niewątpliwy plus, ale sam Richwood jest tak toksycznym człowiekiem, że przy nim bracia Monet wydają się być aniołkami.
Książka nie przypadła mi do gustu, tak jakbym oczekiwała. Co prawda była lepsza od Rodziny Monet, jednak tylko odrobinę. Może jestem za stara na tę historię i młodszym czytelnikom, fanom wyżej wymienionej historii się spodoba. Ja niestety nie jestem usatysfakcjonowana z lektury, ale nie mówię nie w przypadku innych historii napisanych przez autora, bo naprawdę wiele dobrego słyszałam o innych powieściach, więc kiedyś dam im szansę. A tę książkę polecam bardziej młodszym czytelnikom.
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu [Współpraca reklamowa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za każdy komentarz, który motywuje do dalszego działania.
Pozostawiajcie w komentarzach linki do Waszych blogów, na pewno każdy odwiedzę i pozostawię po sobie ślad.